poniedziałek, 22 marca 2010

Nowy Rok, nowa miłość i śmierć


Rozdział X
Wiedeń


Nadeszła rocznica próby samobójstwa pierwsza
Rodzice wysłali mnie do Wiednia
Gdyż powtórki obawa była wielka
Wyjechaliśmy wieczorem
I byliśmy tam o wczesnej porze
O oczywiście że z rana
Gdyż jak najszybciej musiała być balanga
Rozlokowali nas po szkołach
A co gorliwszych po kościołach
Było to Europejskie Spotkanie Młodych
Lecz lepiej nie mówić
Jak mi się je udało przeżyć
Działy się tam ciekawe rzeczy
Po których sumienie dręczy
W jednej sali leżało nas z dziesięciu
I było wielu
Z którymi spały dziewczyny
Robiąc piękne miny
Na przeciwko naszego okna
Była pryszniców piątka
Myły się tam piękne francuski
Które pokazywały nam swe cycuszki
Widząc nas w oknach
Robiły lepsze numery niż dziewczyny w pornosach
Jednak nie rozumieliśmy się
I z polką zaprzyjaźniłem się
Oczywiście z jedną
Która leciała na moją męskość
Zwiedzaliśmy razem okolice
Dotykają się skrycie
Chodziliśmy wieczorami na spacery
Choć wiedzieliśmy że przyjdzie czas niedzieli
Który nas rozdzieli
Wreszcie nadeszła czwartkowa noc
I był świąteczny Nowy Rok
Byliśmy na Stefanplatz
Gdzie od sztucznych ogni gorąco było nam
Widzieliśmy dziewczyny z piersiami na wierzchu
Które dały się macać bez przeszkód
Było tyle szampana
Że przyjemność grzechu była warta
Wracając do szkoły
Kaśka mówiła “szybko mnie poliż”
Kąpaliśmy się pod prysznicem
A później zajęliśmy się szampana piciem
Wreszcie powiedziała mi
Że narkotyki załatwi w mig
Ponieważ miałem w czubie
Chętnie się zgodziłem
Strzeliliśmy sobie po działce
I czekaliśmy na efekty właśnie
Kiedy byłem na haju
Czułem się jak w raju
Nie panowałem nad sobą
Ale udało mi się Kasie rozpiąć
Zaczęliśmy się zabawiać tak
Że aż w mej głowie nie panował ład

Jednak noc dobiegła końca
Która chyba była kwitnąca
W niedziele wracaliśmy do domów
Bez żadnych większych odczuć

Wracając z powrotem
Zepsuł się nam autobus
I przykryliśmy się kocem
Lecz mogło być z nami gorzej
Bo byliśmy na 27 stopniowym mrozie
Jednak trzy kilometry od autokaru
Znajdowało się coś podobnego do baru
Gdy tam weszliśmy
Od razu obstąpiły nas dziwki
Za dwadzieścia dolarów
Można było spędzić noc jak w raju
Jednak nie interesował mnie seks z nimi wcale
Bo się bałem że jakichś chorób się nabawię
Zapłaciłem pieniądze panience
I powiedziałem jej bezczelnie
Że może robić co chce
Byle mi mojego ptaszka nie wkładała sobie gdzieś
Leżała na golasa obok mnie
I było mi przynajmniej ciepło
Rano naprawili autobus
I ruszyliśmy do domu naprzód



Rozdział XI
Narkotyki Miłość Śmierć


Szkoła znów mnie zaczęła dobijać
I musiałem się z boleści zwijać
Denerwowało mnie wszystko
I zachowywałem się zdradziecko
Ponieważ u nas w szkole
Mieliśmy taką dole
Że można było kupić narkotyki
Więc zaopatrywałem się w nie w sposób skryty
Jednak po paru razach
Zaczęła się robić trudna sprawa
Chociaż “wujek” miał najlepszy towar
To mi on radości nie dawał
Fajnie było na haju
Bo czuł się człowiek jak w raju
Niczym się nie przejmował
I świat kochał
Jednak powrót do rzeczywistości
Pozbawiony był wszelkich radości
Rozbijały się marzenia
I zanikała nadzieja
Więc starałem się z tym zerwać
I w złudzeniach nie trwać
Ten okres był najcięższy w moim życiu
I nieraz pomocy szukałem w wyciu
Po wielu trudach
I nie zliczonych znojach
Udało się mi wyjść z tego bagna
I myślę że była to decyzja trafna
Pewnego dnia
Na osiemnastkę zaproszony zostałem wraz
Było bardzo miło
Chociaż ani kropli nie piłem
Była prawie cała klasa
I świta nasza
Oprócz nas
Znajdowało się kilka innych osób
Poznałem piękną dziewczynę
Z którą spędziłem czas mile
Miała na imię Dorota
I była wolna
Od razu przypadliśmy sobie do gustu
I dobrego nastroju nikt nam nie popsuł
Tańczyliśmy ze sobą cały czas
I chciałem jej buzi dać
Była bardzo zarumieniona
Ale jednocześnie zadowolona
Ponieważ musiałem wracać do domu
Zaproponowałem abyśmy spotkali się znowu
Odprowadziłem ją
Gdyż chciała wyjść stamtąd
Kiedy leżałem po ciemku w łóżku
Myślałem o jej pięknym duszku
Zastanawiałem się
Czy w objęcia miłości wpadnę wnet
Czy to było zauroczenie
Czy może coś więcej
Na drugi dzień się spotkaliśmy
I do porozumienia doszliśmy
Zakochaliśmy się od pierwszego spojrzenia
I nie ma co tego zmieniać
Zaczęliśmy ze sobą chodzić
I uśmiechami darzyć
Przeżywaliśmy wspaniałe chwile
I nie rozmawialiśmy ze sobą zawile
Spotykaliśmy się w Egipcjance
Nieraz chodziliśmy na tańce
Nigdy nie przypuszczałem
Że może kiedyś ją stracę
Dobiegła końca druga klasa
Ale nigdy nie kończyła się praca
Musiałem jeździć do Wsi
I pracować nieraz nocami
Jednak wszystko to znosiłem
Bo się kochałem w Dorotce miłej
Rozpoczęły się wreszcie piękne wakacje
O których można pisać baśnie
Rodzice pojechali na wczasy
Oczywiście z pracą każąc mi walczyć
Wprowadziła się więc do mnie Dorotka
Która była jak róża kwitnąca
Często się śmialiśmy
I ze sobą rozmawialiśmy
Pewnego dnia poruszyliśmy poważne tematy
Na które tylko nieliczny by się poważył
Właśnie Ona nauczyła mnie
Że kobieta przedmiotem nie jest
Również odczuwa
I nieraz jej się czoło zachmurza
Powiedziała mi wtedy
Że nie zamierza bawić się w pościeli
Kazała mi zmienić swoje myślenie
I seksu nie uprawiać wiecznie
Według niej
Uczucie miłości znaczy coś więcej
Seks nie jest zabawą
Ale życia prawdą
Chce być naprawdę przekonana
Że jest we mnie zakochana
Oczywiście mogę ją pocałować
Często obejmować
Czy podziwiać jej piękne ciało
Gdy jej się kąpać zachciało
Mogliśmy spać razem w łóżku
I całować ja po cycuszku
Chociaż początkowa się wkurzałem
To się z jej myśleniem zgadzałem
Toczyliśmy nadal poważne rozmowy
I chcieliśmy swe wnętrze odkryć
Nagle wyznała mi
Że nie wierzy w nic
Nie jest katoliczką
Bo tak jakoś wyszło
Nie przejąłem się tym wcale
Dopóki nie zdałem sobie spraw
Że mogą być pewne kłopoty
Gdy mi się nie uda poparcia rodziców zdobyć
Jednak na razie żyliśmy razem
I chodziliśmy na zabawy dalej
Skończył się wspaniały czas
Gdyż rodzice wrócili wraz
Siedzieliśmy przy stole
I nic nie mówiło że nadejdzie koniec
Wszyscy byli dla siebie mili
I uśmiechami darzyli
Jednak kiedy tylko Dorotka wyszła
Zrobiła się atmosfera przykra
Pierwsze pytanie brzmiało
I od którego uciec się nie dało
To czy jest wierząca
I praktykująca
Odpowiedziałem że nie
I piekło rozpoczęło się wnet
Zabronili mi się z nią spotykać
I było widać
Że prędzej mnie zabiją
Niż jej na przeciw wyjdą
Żadne tłumaczenia nic nie dały
I wciąż chodzić mi z nią zabraniali
Jednak żadne zakazy
Nie dawały sercu rady
Spotykaliśmy się nadal
I choć gniew w nas pałał
Nie mogliśmy na to nic poradzić
I pozostawało nam tylko marzyć
Prosiła mnie bym
Zapomniał o niej w mig
Jednak zbyt bardzo ją kochałem
I przyrzeczenie jej dałem
Że tylko śmierć nas rozłączy
Aby w zaświatach nas połączyć
Zaczął się rok szkolny
I początek był markotny
Nie mogłem się pogodzić z tym światem
Który wytykał mnie palcem
Mijały miesiące
I były dni w domu milczące
Coraz trudniej było
Spotykać się z Dorotką miłą
Przyszły wreszcie święta
W które była udręka wieczna
Miałem dużo czasu na przemyślenia
Ale nie tliła się już we mnie żadna nadzieja
Przeżyłem święta milcząco
I bardzo nie znośno
W Sylwestra powiedziałem rodzicom
Że zgodnie z ich myślą
Zerwę z Dorotą
I skończę z sytuacją nieznośną
Jednak muszę do niej iść
Żeby normalnie żyć
Zgodzili się na to
Bo nie wiedzieli że jest to nieprawdą
Poszedłem do Dorotki
Która wtedy była u ciotki
Siedzieliśmy przytuleni
I w siebie zapatrzeni
Wspominaliśmy cudowne chwile
Które przeżywaliśmy mile
Wspólne bale
I niejeden taniec
Wyjazdy do Sielpi
Gdzie zapach wody i lasu nas nęcił
Ogniska we dwoje
I kąpiele błotne

wspólne dni u mnie w domu
I pozbywanie się mego nałogu
Kolacje przy świecach
I budzenie się we własnych objęciach
Były to wspaniałe dwa miesiące
Które miały w naszym życiu oddźwięk
Kochaliśmy się do szaleństwa
Więc nie mogła tego przerwać
Jakaś decyzja bezczelna
Więc postanowiliśmy
Że zrobimy na złość wszystkim
Skoro nie możemy żyć razem
To w noworocznym darze
Damy sobie śmierć
Aby połączyła nas wnet
Miałem jeszcze narkotyki
Które kupowałem od “wujka” w sposób szybki
Zafundowaliśmy sobie “złoty strzał”
Który z życiem rozdzielić nas miał
Poczułem błogą nieświadomość
I kończyn nieruchomość
Jak jakiś film
Całe życie przeleciało mi w mig
Nagle nastała ciemność
I już myślałem że idę w wieczność
Nagle coś szarpnęło mym ciałem
I ujrzałem jakieś twarze
Byli to lekarze
Którzy w cholernym darze
Zwrócili mi życie
Chociaż chciałem z nimi się pożegnać skrycie
Kiedy leżałem w pokoju
Rodzice opieprzali mnie znowu
Jednak nic nie docierało do mnie
Po narkotykach pewnie
Wreszcie dowiedziałem się
Że Dorotka zmarła wnet
Nie zdążyli jej uratować
I muszą ją pochować
Targała mną taka rozpacz

1 komentarz:

  1. to tak jak dzieci biorą się za narkotyki. weźcie wyluzujcie i bierzcie się do roboty nieroby. każdy by tylko chciał mieć łatwo w życiu. żeby tylko się nie napracować

    OdpowiedzUsuń