niedziela, 28 lutego 2010

Dom Dziecka czyli skąd się biorą dzieci

Rozdział II
Dom Dziecka


Zamknęli mnie w domu dziecka
Gdzie była męczarnia wieczna
Byłem tam jak i reszta dzieci źle traktowany
I dostawałem niesprawiedliwie baty
Jedzenie było do niczego
Co nie ułatwiało życia mojego
Zabawek było mało
Więc nam się je dostarczało
Tylko wtedy gdy jacyś goście przyjeżdżali
I gdy coś nam ofiarowywali
Oczywiście można się było bawić w piaskownicy
Ale jak się ubrudziło szło się za karę do piwnicy
Były również huśtawki
Ale tak daleko żeśmy nie zaszli
Malcy nie mogli się do nich zbliżać
Gdyż musieli zaraz zmykać

Pewnego razu do tegoż domu
Przyjechała jakaś rodzina
Która chciała jakiemuś dziecku pomóc
Najpierw zwrócili uwagę na dziewczynkę
I przywieźli ze sobą piłkę

Jednak zmieniła zdanie
I stwierdziła że chłopca potrzebują nagle
Wyszli z założenia
Że ze mnie będzie korzyść pełna
Co prawda wszyscy im odradzali mnie
I miałem rekomendacje złe
Jednak postawili na mnie
I zaryzykowali wynik w tej "walce"



Rozdział III
Dom Rodzinny



Mając więc cztery lata
I na plecach wiele śladów bata
Wsiadłem do samochodu
I ruszyliśmy do domu
Dostałem więc inne imię i nazwisko
I miało się w moim życiu zmienić wszystko
Od tej chwili z Grzesia stałem się Michałem
Zaraz po przekroczeniu progu
Rozpłakałem się znowu
Z głupiej radości całowałem ściany
I byłem pełen ochoty do zabawy
Wywracałem się na progach
I miałem sińce na nogach
Przyzwyczajałem się powoli
I miałem dużo dobrej woli
Już w niedługim czasie
Zdałem sobie sprawę
Że życie mogę mieć marne
Matka - Beata - pracowała w średniej szkole
A ojciec - Marek - miał pole
Jednak pracował jako stolarz
I dość często po targach jeździł

Zanim mogłem iść do przedszkola
Była ze mną ciężka dola
Przyjechała więc babka - Elżbieta -
Matka Beaty Kościołowi wierna
Przebywała ze mną całe dnie
I wiele modlitw umiałem wnet


Rozdział IV
Przedszkole



Nareszcie mogłem iść do przedszkola
Gdzie miała być wolna wola
Rozrabiało się ile się chciało
Choć nieraz klapsa się dostało
Kiedy było ciepło
Mieliśmy uciechę wielką
Szło się na spacery
I świat wydawał się wielki
Wiem że w tym okresie wiele chorowałem
I jakieś okropne zastrzyki i lekarstwa dostawałem
Leżąc chory w łóżku
Marzyłem o przyjaznym duszku
Chciałem zostać strażakiem dyrektorem
Czy jeździć szybko samochodem
Wiele z tamtych rzeczy jest nagranych na taśmach
Które słucham gdy rzeczywistość jest straszna

Niekiedy rodzice zabierali mnie na targi
Gdzie żaliły się nade mną jakieś babki
Leżałem pod stołem na matach
I myślałem że rzeczywistość jest fajna
Jeździliśmy również do Warszawy
Po różne towary
Wracając wypełnionym samochodem
Nawet nogą ruszyć nie mogłem
Jednak mimo tego
Nie widziałem w tym nic złego
Lecz chyba miałem głowę lekko rąbniętą
Bo mówiłem że żonę mam piękną
W czasach gdy nic w sklepach nie było
U niej wszystko pod nogami się wiło
Nie wiem dlaczego tak sobie marzyłem
Przecież wtedy w miłość nie wierzyłem
Przyszedł wreszcie czas do chrztu świętego mnie dać
Zjechała się cała rodzina
By państwa Polakowskich poznać syna
Ponieważ mieszkaliśmy w Jędrzejowie
A chrzest odbyć się miał w rodzinnej wsi matki
Więc wzięliśmy kwiatki
I pojechaliśmy do Rabki
Tam już czekali na nas
Siostra Beaty - Marta z mężem Zbigniewem
Synem Grzegorzem i córką Małgorzatą
Oczywiście rodzice Beaty: Elżbieta i Michał
Brat mojej matki Kazimierz z żoną Jasią
Z córkami Dorotą i Urszulą
Oraz synem Janem
Ze strony ojca - jego rodzice Helena i Józef
Bracia Robert i Jacek - żonę i dzieci zostawił w domu

Chrzest miał się już rozpocząć
Więc oddając Chrystusowi pokłon
Podeszliśmy do ołtarza
By spełnić obowiązek - poważna sprawa
Moimi rodzicami chrzestnymi
Byli Dorota i Robert gość niezbyt miły
Msza Święta się skończyła
I wieczerza huczna była
Po paru godzinach wszyscy rozjechali się po domach
My również wróciliśmy
I znowu w codzienny tok wpadliśmy
Mijały dni i tygodnie
I z każdą wizytą w Rabce
Było gorzej
Mama sprawiała prezenty Grześkowi i Małgorzacie
Zapominając o mnie wiecznie
Po jakimś czasie się do tego przyzwyczaiłem
I już się temu nie dziwiłem

Oczywiście przeżywałem tam też wspaniałe chwile
Które z perspektywy lat wydają się miłe
Jeździło się w bagażniku wartburga
I nie można powiedzieć że była nuda

Przyszedł wreszcie czas
Aby pójść do starszaków
I przestać się kogokolwiek bać
Zakochałem się w pięknej dziewczynie
Która zrobiła do mnie minę
Dagmarą była zwana
I oczywiście panna
Choć przez dziewczyny byłem otaczany
To tylko przez nią czułem się kochany
Pocałunkom nie było końca
Lecz wieść o tym skąd się biorą dzieci
Jeszcze do nas nie doszła
Zapraszałem rodzinę na ślub
Który według mnie odbyć się mógł


W wakacje z rodzicami pojechałem najpierw nad morze
Bo wtedy mieli w pracy wolne
Siedzieliśmy tam parę dni
I przeżywałem trochę miłych chwil
Opalałem się na plaży
I nie musiałem wcale marzyć
Oglądałem panienki w toplessach
I nie była to wtedy radość wielka
Nie wiedziałem do czego służą te krągłości
I nie przypuszczałem wcale
Że będę za nimi tęsknił w przyszłości
Kąpałem się co dnia
I wtedy nie ogarniał mnie jeszcze płacz
Podjechaliśmy pod wystawę czołgów
I pragnąc przygody smak poczuć
Chciałem kupić jeden z nich
Lecz nie sprzedawał ich nikt

Wróciliśmy do domu
I miałem pełno różnych odczuć
Podobało mi się nad morzem
Bo mogłem się po plaży wlec

W drugi miesiąc wakacji
Wybraliśmy się do brata matki
Mieszkał w górach
I jechało się do niego po jakiś dziurach
Wujek Antek Misztal przywitał nas bardzo serdecznie
A jego żona Teresa zrobiła nam jedzenie ciepłe
Mieli troje dzieci Piotrka Magdę i Pawła
Który śniadań nigdy nie jadał
Bawiłem się z dziećmi
A kiedy wieczór zapadał wielki
Wychodziliśmy przed dom
Gdzie księżyc dawał jasność swą
Wydawało się mi
Że można dosięgnąć go w mig
Wyciągałem przed siebie ręce
Lecz trafiałem w pustkę wiecznie

Przeżywałem z dzieciakami wiele miłych chwil
I nie zauważyłem że czas pobytu skończył się w mig

Wróciliśmy więc do domu
I o tych miłych wydarzeniach myślałem znowu

ciąg dalszy 5 marca

2 komentarze:

  1. dom dziecka nie jest taki zły. o wiele gorsi są toksyczni rodzice

    OdpowiedzUsuń
  2. porzucone dzieci zawsze mają jakieś schizy. współczuję, ale nie pisz więcej

    OdpowiedzUsuń