sobota, 18 września 2010

Życie dziecka adoptowanego czyli jaka jest ludzka natura

agnieszka wyszła przed dom. od razu zrobiło jej się zimno. był mroźny grudzień, śnieg padał gęsto, a ona z dzieckiem na rękach szła do opuszczonej stodoły przy lesie, gdzie nikt nie zaglądał. położyła rafała na deskach, a sama ruszyła z powrotem ucieszona, że pozbyła się kłopotu. idąc słyszała jeszcze płacz swojego dziecka. jednak nie odwracała się, już ją to nie interesowało: "to już nie jest mój problem do cholery".

w szopie było zimno, dziecko traciło pomału ciepło jakie dawało mu ubranie.
płakało. nikt jednak tego nie słyszał. czasem tylko przemknął pies dziwiąc się. minęło parę godzin. dziecko nie miało już sił płakać. leżało tylko patrząc się przed siebie. czuło, że nadchodzi śmierć. jednak w oddali rafał usłyszał jakieś rozmowy. podświadomie zaczął głośno płakać i krzyczeć. nie wiedział, że to uratuje mu życie. przechodzący ludzie usłyszeli płacz dziecka. podeszli bliżej i ujrzeli je. dość szybko zanieśli rafała do szpitala.

okazało się, że jest już bardzo słaby, ma liczne odmrożenia. lekarze dawali mu małe szanse przeżycia. jednak z każdym dniem było coraz lepiej. rafał powracał do zdrowia, ale jego przyszłość nie wydawała się być różowa.
po całkowitym wyleczeniu trafił do domu dziecka. był jak inne dzieci źle traktowany i często płakał nocami. szukał ciepła matki.


3 lata później.

dyrektorka domu dziecka: "witam państwa. w czym mogę pomóc?"
maria: "przyjechaliśmy tutaj by adoptować jakiegoś chłopczyka"
dyrektorka: "ależ proszę bardzo. jeżeli zdecydujecie się na któregoś, proszę
mi powiedzieć i rozpoczniemy procedurę"

państwo maria i józef polakowie przyjechali z pobliskiej miejscowości­ - kozia wola. długo szukali odpowiedniego chłopczyka dla siebie i w końcu zdecydowali się na rafała. z każdą wizytą państwa polakowskich, w domu dziecka, rafał coraz bardziej się do nich przywiązywał. przywozili mu prezenty i uczyli go by nazywał ich tatą i mamą.
proces adopcji dobiegł końca dlatego państwo polakowscy zabrali rafała do domu. kiedy dziecko przekroczyło próg domu, ze łzami w oczach zaczęło całować ściany i mówić: "mój kochany domek".

przystosowanie się do nowego otoczenia zajęło parę dni.jednak rafał cieszył się nowym domem, rodzicami, nowym imieniem - kuba.
całą swą przeszłość starał się zamazać. rodzice na pytania, skąd się biorą dzieci odpowiadali mu, że się je bierze z domów dziecka. dlatego kuba był przeświadczony, iż nic nie wyróżnia go od innych dzieci.

państwo polakowscy zaraz zaczęli się chwalić nowym potomkiem. przychodzili więc ich znajomi. jedni z nich mieli córkę młodszą od kuby o rok - dorotkę. śmiali się więc wszyscy,że w przyszłości kuba i dorotka zostaną wspaniałą parą.


17 lat później.

jest niedziela. kuba budzi się z grymasem na twarzy: "znów ten cholerny dzień. niech szlag trafi to życie."
patrzy na zegarek. jest 10.30. szykuje się do kościoła. idąc ulicą, zastanawia się co jeszcze musi dziś zrobić. w kościele jest duszno choć to przecież początek grudnia. wychodząc, czuje jak przenika go chłód: "cholerna pogoda". wchodzi do domu i siada za stołem.
kuba: "co dziś na obiad?"
matka: "to co zawsze"
kuba (w myślach): "znowu cholerne udka"
ojciec: "jak ci leci na pierwszym roku studiów?"
kuba (w myśli): "jak cholera" - (na głos): "dobrze"
matka: "a jak układa ci się z koleżankami?"
kuba: "a jakie to ma znaczenie. przez wszystkie te lata nie pozwalaliście mi nigdzie wychodzić, cały czas musiałem albo się uczyć, albo robić w zakładzie. zabraliście mi całą radość bycia nastolatkiem i traktowaliście mnie jak dziecko. chociaż teraz na studiach zasmakuje prawdziwego studenckiego życia. mam dość słuchania waszych ciągłych wyzwisk pod moim adresem i stwierdzeń, iż muszę pracować na siebie jakbym to ja wam się wpychał wtedy, gdy byłem mały"
matka: "ależ nie jest tak jak mówisz"
kuba: "nie jest? to może mi powiesz co robiłem przez cały wczorajszy dzień czy byłem tak jak inni w moim wieku na zabawie, czy tak jak inni spędziłem wieczór z dziewczyną, czy jak inni obejrzałem film w telewizji! nie ja musiałem robić na siebie. musiałem pracować. mogłem sobie tylko pomarzyć o tym co inni robią"
matka: "ale przecież zarabiasz. możesz sobie kupować różne fajne rzeczy"
kuba: "tak. tylko, że wspomnień kupić się nie da. a na robienie szmalu to ja
mam jeszcze całe życie"
ojciec: "koniec dyskusji. jeśli ci się nie podoba to kopa w dupę i wynoś się"
kuba: "lubię twój tok rozumowania. wszystko u ciebie sprowadza się do dupy.
idę już na dworzec. nie musicie mnie podwozić. sam sobie poradzę"
rodzice: "idź już, tylko ucz się dobrze"
kuba (do siebie): "oni są niesamowici. najpierw mnie opierdalają, a później każą się dobrze uczyć, jak gdyby nigdy nic"

kuba idąc przez park, patrzył na ten świat oczyma nieboszczyka. dopadła go depresja i cynizm. kupił bilet do opola i zajął miejsce w autobusie. kierowca włączył magnetofon i z głośników zaczęła śpiewać edyta górniak. kuba rozłożywszy siedzenie zaczął wspominać.


"jeszcze nie tak dawno byłem przystojnym facetem. dziewczyny leciały na mnie i było fajnie. przyłączyłem się do pewnej grupy młodzieży. była to banda trzy
osobowa. zajmowali się małym łamaniem prawa. czasem jakiś kiosk, a czasem sklep. było wesoło do czasu, gdy pewnego razu zaczęło się coś psuć. poszło o to czy odwiedzić restauracje, czy też nie. postanowiono, że jednak odbędzie się ten skok. ja nie mogłem pójść, gdyż leżałem chory w domu. rano przez miasto przeszła wiadomość, iż milicja zabiła trzy osobowy gang młodocianych, którzy parę minut wcześniej napadli na restaurację. nie wierzyłem, że organ, który ma pilnować przestrzegania prawa, sam je łamie.
ukazało się w prasie oświadczenie milicji, mówiące jacy to byli wielcy bandyci. nic nie mogłem zrobić, jednak od tej pory przestałem wierzyć w opiekuńczość władzy. miesiące mijały i życie płynęło dalej swoim torem.

najpiękniejsze chwile mego życia, a zarazem najgorsze przeżywałem w pierwszej klasie technikum. miałem 15 lat i przechodziłem tak zwany cielęcy wiek. wtedy to, 23 sierpnia, przyjechała do nas kasia. była ona córką brata mojej matki. miała 17 lat i była bardzo ładna. od pierwszej chwili, gdy ją ujrzałem, od razu się w niej zakochałem. kasia, pięknie się ubierała i bardzo mnie pociągała. zastanawiałem się kiedy w piżamach spotkamy się. na szczęście ona czuła to samo co ja, więc nie
musiałem zbytnio się męczyć, by ją przekonać do przeżyć pięknych. rodzice jednak zauważyli moje zainteresowanie kasią i bardzo im się to nie podobało. ciągle dawali mi do zrozumienia, że muszę zapomnieć o uczuciach do niej.

cdn

3 komentarze:

  1. takich ludzi co to wyrzucają dzieci, powinni palić na stosach

    OdpowiedzUsuń
  2. dziecko to przecież proces uboczny stosunku - większość tak sądzi. a ci co chcą invitro są lepsi? dla jednego życia mordują wiele istot, które mogłyby być normalnymi dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
  3. dzieci adoptowane mają ciężkie życie. jeśli jakiś ułamek procenta z nich, okaże się jakimś zerem, zbirem czy złodziejem, wszystkie zostają traktowane tak samo. nie ma szans na to aby zmienione zostało podejście do tych "gorszych" dzieci. gdy dziecko "własne" okazuje się mordercą nie ma zarzutów pod adresem tych naturalnych. po prostu wypadek przy pracy

    OdpowiedzUsuń